środa, 19 października 2011

Brian Aldiss, Non stop

Plemię Greena przemierza wszechświat nie zdając sobie sprawy, że ich dom to tak naprawdę statek kosmiczny. Tę wiedzę tajemną posiada kapłan Marapper, który namawia m.in. myśliwego Complaina na wyprawę w poszukiwaniu Sterowni. Chciwy i chytry kapłan chce władzy nad statkiem. Żeby jednak tego dokonać konieczne jest przedarcie się przez porośnięte ponikami Martwe Drogi i pokonanie mieszkańców Dziobu. Na drodze czyha sporo niebezpieczeństw, z których inteligentne szczury i porozumiewające się telepatycznie ćmy to nic w porównaniu z Gigantami i Obcymi. Cała ich wyprawa zmierza do zaskakującego finału, dzięki któremu odkryją prawdę o nich samych.
„Non stop” to pierwsza powieść SF tego znanego amerykańskiego pisarza. Wydana ponad pół wieku temu, poza pistoletami atomowymi, nie razi anachronicznością. Za to trzyma w napięciu od pierwszych stron. Razem z bohaterami startujemy od stanu całkowitej niewiedzy, by zostać oświeconymi na końcu książki. „Non stop” to przykład dobrej fantastyki przygodowej. Ale nie tylko. Można w niej doszukać się odprysków naszych współczesnych pragnień. Bo czy ludzkość nie przemierza kosmosu, nie wiedząc zbytnio skąd i dokąd zmierza? I czy nie ma nadziei na to, że spotka w końcu jakiś światlejszych obywateli wszechświata, którzy wytłumaczą, o co w tym wszystkim chodzi? Tymczasem, mówi Aldiss, jesteśmy skazani na niewiedzę a nasze „życie jest długą, trudną podróżą”, w której widzimy tylko cienie na ścianach jaskini.